Minął już prawie rok odkąd zwiedzaliśmy Londyn. Wiele razy wracaliśmy do chwil, które tam spędziliśmy. Żeby nie zapomnieć co było dla nas najciekawsze, postanowiliśmy spisać nasze wspomnienia.
Camden
Naszą podróż po Londynie rozpoczęliśmy od odwiedzenia dzielnicy Camden Town na północnym zachodzie miasta. Wiele osób kojarzy ją z jej „alternatywnego” (żeby nie powiedzieć „hipsterskiego”) klimatu. W tym miejscu zaczęła i skończyła się burzliwa kariera znanej piosenkarki Amy Winehouse. Wzdłuż ulicy Camden High Street znajdują się sklepy w których można kupić chińskie t-shirty, jaskrawe kapelusze, nowiutkie trampki conversy czy okulary lenonki – wszystko co jest lub kiedyś było modne. Nie zdecydowaliśmy się na zrobienie tatuażu, ale z zainteresowaniem oglądaliśmy fasady okolicznych budynków. Z jednej wystawał wielki but, inny był „zakolczykowany” zachęcając do piercingu, natomiast z jeszcze innej wielki smok namawiał do zjedzenia czegoś orientalnego.
Jeżeli chodzi o jedzenie to Camden Town miało naprawdę dużo do zaoferowania. Można skusić się na klasyczne angielskie Fish & Chips, albo wybrać jeden z wielu Food Trucków które znajdują się w Camden Market zaraz przy Regent’s Canal. Wyśmienita kuchnia azjatycka, falafele, naleśniki, tortille. Nie mogło też zabraknąć polskiego stoiska i popularnych wśród anglików pierogów czy kiełbasy. Wszystkiego było tyle, że każdy, niezależnie od grubości swojego portfela, na pewno znajdzie coś dla siebie. W żadnym innym miejscu w Londynie nie udało nam się później tak tanio zjeść.
King’s Cross, The Regent’s Park
W tej części miasta warto zobaczyć jeszcze dworzec King’s Cross, bez którego nie rozpoczęłaby się żadna z przygód Harrego Pottera. Peron 9¾ znajduje się w hali dworcowej, czyli miejscu zupełnie innym niż w książce czy filmie i mugole wcale nie kwestionują jego istnienia. Wręcz przeciwnie – za zrobienie sobie zdjęcia w „tym” miejscu fotograf pobiera opłatę, a zaraz obok znajduje się spory sklep z pamiątkami co powoduje, że czar dość szybko pryska. Dla osób bardziej zainteresowanych architekturą niż popkulturą dodamy, że cała hala dworcowa została dobudowana w czasie renowacji ukończonej w 2012 roku. Zamiast dachu ma bardzo ciekawy stalowy „parasol”, który wygląda jak wnętrze fontanny. Ciekawe i nowoczesne, ale można się spierać, czy pasuje do klimatu dworca King’s Cross.
Wybraliśmy się również do potężnego Regent’s Park. Pomimo że był marzec, środek niezbyt ciepłego dnia, wielu londyńczyków aktywnie spędzało tam czas. Na skraju parku znajduje się prywatny uniwersytet Regent’s University London, który przyciągnął naszą uwagę tym, jakimi pojazdami poruszają się jego studenci lub wykładowcy – przy chodniku zaparkowane były kolejno dwa Lamborghini, jedno Ferrari oraz jeden McLaren MP4. Dojeżdżanie na studia którymś z tych samochodów musi być przyjemne. Dalej na południe jest słynne, niestety fikcyjne, mieszkanie detektywa Sherlocka Holmesa przy 221B Baker Street (znajduje się tam Muzeum Sherlocka Holmesa) oraz Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds przy Marylebone Road. Zwiedzanie tych miejsc musieliśmy jednak z powodu braku czasu odpuścić.
Westminster, Big Ben
Wieczorem postanowiliśmy zobaczyć jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Londynie – Pałac Westminsterski. Piękny budynek jest siedzibą parlamentu Zjednoczonego Królestwa, ale naszym zdaniem swoją rozpoznawalność zawdzięcza wieży zegarowej przyklejonej od jego północnej strony, często nazywanej Big Benem. Cały kompleks oglądają codziennie tysiące turystów i bez wątpienia stanowi największy symbol Londynu, zaraz obok charakterystycznego czerwonego autobusu. Nie jest trudno zrobić „pocztówkowe” zdjęcie tego pojazdu z wieżą w tle, ale tylko pod warunkiem, że żaden z innych turystów akurat nie wejdzie nam w kadr. Wieczorem na pewno jest w tej okolicy bardziej kameralnie.
Ciekawe jest pochodzenie nazwy Big Ben, która zazwyczaj dotyczy wielkiego, 16-tonowego dzwonu, ale równie często bywa określeniem zegara lub całej wieży. Oficjalnie do 2012 roku budowla nazywała się St. Stephens Tower (Wieża św. Szczepana), aż zmieniono ją na Elizabeth Tower (Wieża Elżbiety) dla uhonorowania 60-lecia panowania królowej Elżbiety II. Według niektórych nazwa Big Ben może pochodzić od Sir Benjamina Halla, który nadzorował instalacje dzwonu za tablicą zegarową albo angielskiego mistrza wagi ciężkiej Benjamina Caunta. W 2009 roku wieża obchodziła swoje 150 urodziny.
London Eye
Po drugiej stronie Tamizy znajduje się najpopularniejsza płatna atrakcja – London Eye (Oko Londynu). Otwarty w 2000 roku często nazywany jest też Millenium Wheel i jest największym diabelskim młynem w Europie. Był to również najwyższy punkt widokowy w mieście, dopóki nie zbudowano charakterystycznego wieżowca-piramidy nazywanego The Shard. Można tutaj wyciągnąć dwa proste wnioski – nie należy się przyzwyczajać do architektonicznych „rekordzistów”, gdyż szybko tracą swoje tytuły oraz jeżeli budynek jest znany to musi posiadać jakąś wyjątkową nazwę.
Tower i Tower Bridge
Kolejnego dnia spacerowaliśmy w okolicach dzielnicy City of London. Nasza podróż zaczęła się przy twierdzy Tower, której pełna nazwa to „Pałac i Twierdza Jej Królewskiej Mości”. Budowla powstała w 1078 roku i w swojej historii była również więzieniem. Aktualnie można się tam wybrać na wystawę kolekcji królewskich skarbów czy dotyczącą przeszłości tego miejsca. Dalej przeszliśmy przez most zwodzony Tower Bridge wybudowany ponad 800 lat później. Architekci zaprojektowali go w stylu neogotyckim tak, żeby pasował do pobliskiej twierdzy.
City i Sky Garden
Idąc po deptaku na zachód, w stronę zacumowanego na stałe okrętu HMS Belfast, podziwialiśmy zarówno Tower oraz Tower Bridge jak i panoramę nowoczesnego centrum Londynu. Co prawda od wielu lat największe firmy finansowe przenoszą się 4 kilometry na wschód do dawnych doków w Canary Wharf to i tak jest tu wiele drapaczy chmur, które robią wrażenie. Jednym z takich wieżowców jest Sky Garden, gdzie na 36. piętrze znajduje się taras widokowy. Wejście jest za darmo, a cena drinka lub kawy na samej górze nie odstaje za bardzo od tych w kawiarniach na dole. Jedynym warunkiem wstępu jest wcześniejsza rejestracja i przejście przez wykrywacze metalu przy recepcji. Jeżeli ktoś nie ma lęku wysokości to naprawdę warto – miasto z takiej perspektywy wygląda przepięknie i jest to niezapomniany widok.
City of London kojarzy nam się też z ciekawą historią, której tam doświadczyliśmy. Znaleźliśmy się w tej bogatej dzielnicy w porze obiadowej, w czasie gdy wszystkie „białe kołnierzyki” miały przerwę na lunch. Widać było, że ludzie coraz częściej wybierają zdrowe jedzenie i w wielu miejscach królowały informacje, że coś jest organiczne albo „bio”. Najbardziej zaskoczyło nas jednak to, że po posiłku wielu biznesmenów, w koszuli i pod krawatem, wybierało się w czasie swojej przerwy do pubu na pintę piwa. Najwyraźniej od mocno stresującej pracy trzeba kiedyś odpocząć.